Kiedyś kupno auta było znacznie prostsze niż dziś. Jeszcze kilkanaście lat temu można było bazować na motoryzacyjnych stereotypach i takie myślenie często się sprawdzało. Jako pewnik można było przyjąć, że Mercedes W124 czy Audi 80 to auta solidne i na długie lata. Kupno kilkuletniego auta wiązało się z niewielkim ryzykiem. Naprawy były stosunkowo proste i niezbyt drogie, bo i konstrukcja ówczesnych samochodów była prosta i pozbawiona skomplikowanej elektroniki. Długie przebiegi nie były niczym dziwnym, ponieważ auta były wyposażone w silniki dostosowane do masy auta i tak oczywista oczywistością było, że auta klasy średniej miały silniki o pojemnościach 1.8 czy 2.0 lub większe, auta klasy kompakt miały silniki 1.4 lub 1.6 i większe, a maluchy 1.0 czy 1.2, mikro autka poniżej 1.0 litra pojemności. Turbiny były spotykane zazwyczaj tylko w autach klasy GT, a reszta to były wolnossące jednostki, które przy odpowiedniej eksploatacji i cyklicznym wymianą olejów odwdzięczały się wysokimi przebiegami. Kiedyś niemal każdy mechanik był w stanie naprawić dowolne auto. Tak było kiedyś, ale jak mawiają nasi bracia Czesi „To se ne vrati”.
Dziś kupno auta to istne technologiczne pole minowe, wszystko co wiedzieliśmy dotychczas o autach nie ma już większego znaczenia. W czasach w których Renault w testach zderzeniowych osiąga wyniki zbliżone lub lepsze od Volvo, a KIA może być mniej awaryjna od Mercedesa. Wymiana klocków hamulcowych wymaga podłączenia do komputera, a do limuzyn średniej klasy montuje się silniki Diesla o pojem 1.4 z turbodoładowaniem. Gdy do tego dodamy likwidację szkół samochodowych mamy sytuację w której osoba kupująca auto jest zdana tylko na siebie.
Cały przemysł samochodowy podporządkowany jest tylko jednej zasadzie – wymusić na klientach zakup nowego auta po okresie kilku lat a do tego czasu serwisowanie w autoryzowanych stacjach obsługi z wykorzystaniem tylko oryginalnych części droższych od zamienników. Prawda jest brutalna, koncerny motoryzacyjne więcej zarabiają na częściach zamiennych i serwisowaniu niż na sprzedaży nowych aut. Technologia komputerowa pozwala dziś z duża dokładnością określić, kiedy dany element mechaniczny ma się zużyć i nie dotyczy to tylko auta ale niemal wszystkiego co nas otacza. Czemu tak się dzieje? Przyczyn jest kilka a o niektórych napisałem już powyżej.
Społeczeństwa zachodu nadal się bogacą, a dochodzą nowe nienasycone rynki Europy wschodniej i Chin i Indii. Każdy chce mieć swój samochód, niektórzy po dwa lub trzy. Koszty produkcji muszą być obniżone do minimum, jakość materiałów obniżona na tyle na ile jest to tylko możliwe. Współdzielenie podzespołów takich jak silniki czy skrzynie biegów, a także całe pyty podłogowe wykorzystywane są przez kilka marek jednocześnie. Koncerny współpracują ze sobą by poza kosztami produkcji obniżyć też koszty badań naukowych, dlatego jeden silnik pracuje pod maskami kilku producentów. Kupujemy Volvo a tam silnik od Fora, kupujemy Nissana a tam silnik od Renault, kupujemy Suzuki a tam silnik od Peugeota. Kupujemy Skodę a tam Volkswagen. Długo można by wymieniać.
Kiedyś każdy sam mógł dokonać mniejszych naprawa w swoim samochodzie dziś często nie jest to możliwe. Klienci czy tego chcą czy nie zdani są na wysokie koszty autoryzowanego serwisu lub uczciwość niezależnych mechaników. Biznes się kręci.